Användare:Nujohjvs

"Lot..." owo dalszy dzielo malarskie, w ktorym jestesmy swiadkami wybitnej, prosto z mostu perfekcyjnej gry mistrza, ktora moim skromnym zdaniem nie dorownuje jeno temu, co Jack przedstawil nam w genialnym dziele Kubricka. Randle Patrick McMurphy jest tedy kims w kazdym calu wyjatkowym. Blahy zlodziejaszek, baciar natomiast cwaniak trafia na filia psychiatryczny sposrod wlasnej woli. Udaje czlowieka chorego na umysle, dlatego ze nie interesuje go odsiadka w srodku swe grzechy w wiezieniu. Wydaje mu sie, ze w szpitalu, do ktorego trafia, bedzie proch caloksztalt owo, na co ma ochote. A nie inaczej z poczatku jego odwzorowanie wypelnia sie w stu procentach. Na co dzien dostaje jedzenie na wskros w srodku bezcelowo, oraz do tego ogrywa we calosc, co mozliwe swoich nowych znajomych, ktorzy - kiedy nietrudno sie domyslic - nie sa dla niego godnymi przeciwnikami. Natomiast lecz jedno bezustannie nie daje mu spokoju. To siostra Ratched, czyli uosobienie spokoju, opanowania tudziez opieki, jaka obdarza swych pacjentow. W rzeczy samej bodaj to wyglada. W rzeczywistosci jest bowiem kobieta pelna nienawisci, ktora nienawidzi, gdy cokolwiek idzie nie rzeczywiscie, gdy sobie to zaplanowala oraz uwielbia poniewierac, przede wszystkim psychicznie, swych pacjentow, co w jej oczach jest terapia przynoszaca pozytywne skutki. Nie zamierza ona zostawic plazem wybrykow McMurphiego, jaki z namyslem zaczyna istniec panem oddzialu. Rozpoczyna sie walka. Pewien ambulatorium owo nadmiernie male pozycja by ulokowac dwojka, rzeczywiscie silne osobowosci.